Nerwowa laurka

„Lords of Xulima” nie wnosi nic nowego do cRPG. To raczej laurka, hołd złożony największym klasykom oraz starej szkole crawlerów i cyfrowych gier RPG. Podobnie jak one, z jednej strony urzeka i
Lords of Xulima” nie wnosi nic nowego do cRPG. To raczej laurka, hołd złożony największym klasykom oraz starej szkole crawlerów i cyfrowych gier RPG. Podobnie jak one, z jednej strony urzeka i rozczula, z drugiej – doprowadza do szewskiej pasji.



Wprawiony gracz zaangażowany w historię cRPG dostrzeże w „Lords of Xulima” mnóstwo nawiązań do tradycji, ale można ją też uznać za niezwykle sztampową. Motywem przewodnim fabuły jest walka dobra ze złem, a nasz główny bohater to wysłannik jednego z dziewięciu wygnanych bogów. Świat obejmuje rozległe lokacje, w których znajduje się z reguły jedna miejscówka-baza oraz bezdroża pełne stworów i misji pobocznych. Co popycha akcję do przodu? A to zgarnianie potężnych artefaktów, a to pozbywanie się złych książąt, do tego zagadki logiczne albo zadania na spostrzegawczość, dość standardowy setting fantasy, znajdowanie ton żelastwa i turowe bitwy. Czyli klasyka.



Lords of Xulima” to gra przede wszystkim dla fanów gatunku. Jeśli zjedliście zęby na różnych erpegach - począwszy od serii „Eye of the Beholder”, przez kultowe „Baldury”, na serii „Wizardry” kończąc, będziecie względnie zadowoleni. Dlaczego tylko względnie? Oprócz sentymentu „Lords of Xulima” wzbudza też sporo frustracji.

Poziom kortyzolu skacze głównie podczas licznych walk z potworami. Co prawda w grze możemy wybrać jeden z trzech poziomów trudności, ale nawet ten najprostszy sprawia momentami, że chce się wyrzucić komputer przez okno. System walki jest dość mocno rozbudowany i spójny. Bitwy odbywają się w turach i opierają się na inicjatywie (ta wyprowadzana jest ze statystyk postaci). Innymi słowy - zależy nam na tym, by jak najszybciej wtłuc pająkom albo szczurom, zanim one zrobią to nam. Przydają się do tego różne zdolności naszych bohaterów. Przede wszystkim istotne jest oszołomienie i zamrożenie. Klucz do sukcesu to takie manewrowanie kolejką inicjatyw, by opóźniać akcje wrogów. Do tego możemy podpalać i okaleczać wrogów – oba debuffy zadają obrażenia co turę, więc przydają się szczególnie, gdy mamy do czynienia z wyjątkowo irytującymi wrogami, którzy np. sprawiają, że tracimy tury. W czasie gdy oni zyskują kilka darmowych kolejek, podczas każdej z nich wykrwawiają się na śmierć. Paradoksalnie w taki sposób można częściej wygrać te najtrudniejsze potyczki. Byle tylko utrzymać się przy życiu i zadać kilka „krwawiących” ciosów, a to już nie jest takie proste.



Wszystkiemu winne są – jak zwykle – kostki, a konkretnie rzut na unik. To wręcz kuriozalne, że nasi bohaterowie mają poważne problemy z wykonywaniem jakiegokolwiek uniku, a byle szczur czy inny goblin uchylają się przed ciosami jak w „Matriksie” i właściwie nie odnoszą obrażeń. Koszmar, zwłaszcza że takie kwiatki nie są zarezerwowane dla bossów o wypasionych i przegiętych statystykach. Bywa, że zwykła potyczka z bandą szczurów zamienia się w rzeź, przez nieudolność naszych bohaterów. Jeśli zapomnieliście o czasach, kiedy wyklinaliście nad turówkami, „Lords of Xulima” na pewno Wam o nich przypomni.

Mimo tych idiotyzmów w systemie walki, gra przyciąga do ekranu jak magnes. Kusi wspomnieniami starych czasów i długich godzin spędzonych nad dawnymi, niewybaczającymi błędów erpegami. Mimo rzucania w powietrze przeklęstw nie można się oderwać, bo przecież coś czeka za rogiem, za dwa dni pojawią się w sklepach nowe przedmioty, do przodu ruszy historia, a do kieszeni wpada wreszcie klucz do nieodwiedzonego wcześniej lochu. „Lords of Xulima” sprawnie serwuje nam to kij, to marchewkę. 



Duży wpływ na rozgrywkę ma tworzenie drużyny. Tylko Gaulen the Explorer, główny bohater, to zdefiniowana wcześniej postać. Pozostałą piątkę tworzymy sami. Mamy w tej kwestii niemałe pole do popisu, choć klasy postaci też są dość tradycyjne: paladyn, złodziej, mag, barbarzyńca czy tzw. „arcane warrior”, miks czarodzieja i wojownika. Gorzej, że nawet jeśli przeczytamy manual do gry (warto!) i poznamy sposoby rozwijania postaci, nie wiadomo, które (poza oczywistymi – magiem i złodziejem) są efektywne, a które tylko efektowne. Wziąwszy pod uwagę, że „Lords of Xulima” to gra na co najmniej kilkadziesiąt godzin, a wręcz bliżej setki, to, kogo umieścimy w drużynie, jest istotne.



Poza walkami z wszelakimi bestiami od czasu do czasu musimy rozwiązać prostą zagadkę na spostrzegawczość (ukryte przyciski) lub poprzestawiać dźwignie. Do tego dochodzą łamigłówki oparte na uważnym czytaniu informacji np. z karczmy. Już na samym początku można utknąć na dobre w pewnym lesie, w którym non stop coś cofa nas na skraj boru. Dopóki nie znajdziemy przypadkiem w karczmie informacji o tym, że w lesie rosną usypiające kwiaty, szansa na to, że sami zorientujemy się, jakie wybrać ścieżki, jest znikoma. Mało tego, nawet gdy to wiemy, owe kwiatki tak zlewają się z otoczeniem, że trzeba sokolego oka, by je wypatrzyć. Fora Steam pełne są zrozpaczonych użytkowników, którzy wciąż zapytują o rozwiązania zagadek albo właśnie takich fragmentów gry. Pod względem trudności „Lords of Xulima” plasuje się gdzieś w okolicy „Dark Souls”. 



Jak na produkcję w pełni niezależną i odwołującą się do starych erpegów gra wygląda przepięknie. Tereny jako żywo przypominają serie „Baldur's Gate”, a zwłaszcza – „Icewind Dale”. Klimat wzmacniany jest też przez fenomenalną muzykę. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do oprawy technicznej, to wyraźne i cykliczne spadki wydajności. I nie jest to kwestia np. posiadanego pecetowego rzęcha. Szybkie sprawdzenie for owocuje znalezieniem licznych tematów dotyczących właśnie nagłych spadków FPS. Twórcy wciąż pracują nad poprawkami, jednakże problem nadal nie został rozwiązany. Nie ma zresztą nic bardziej irytującego niż slideshow, który występuje z żelazną precyzją co dziesięć minut gry.



Lords of Xulima” to typowa gra dla pasjonatów gatunku. Choć określenie „nie dla każdego” bywa z reguły uproszeniem i wymówką, w przypadku dzieła Numantian Games jest poważnym ostrzeżeniem. Gra jest niezwykle wymagająca i przeznaczona głównie dla ludzi, którzy chcą doświadczyć jeszcze raz uczuć, które towarzyszyły im jakieś piętnaście czy dwadzieścia lat temu przy okazji męczenia się z dawnymi tytanami cRPG.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones